Czasami będąc na koncercie ma się wrażenie, że jedynym celem muzyków jest uśpienie i późniejsze obrabowanie słuchaczy. Przyznaję, jestem fanko-wyśmiewaczko-twórczynią teorii spiskowych. Dziś próbowano mnie zniszczyć za pomocą organów.
Śmierć z nudów klasyfikuje się na mojej liście zaraz za podpaleniem i utonięciem, ewentualnie byciem pożartą przez dzikiego zwierza. Okropne. Udaję, że tego nie napisałam.
Uff! Jakie to szczęście, doprawdy dziękuję samej sobie za to, że nie grozi mi nuda.
Flet zaś to instrument dla mnie magiczny, przenosi w świat baśni, elfów, leśnych i rzecznych nimf i innych wiotkich, subtelnych, delikatnych istot... Odkrycie dzisiejszego dnia to utwór kompozycji dżentelmena (radzę mu, żeby był nim był!) o nazwisku Ton Bruynèl pod tytułem "Serene". Morska czarodziejka przepływała mi figlarnie przed oczami, umysł zaszedł lazurem, dźwięk fletu przeplatał się z pluskiem wody, ogony syrenek lekko muskały mi głowę od wewnątrz. Błogość.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
...a potem morze zalało Twą świadomość, a to również grozi utonięciem;)Czyż byłaś tegoż świadoma?
OdpowiedzUsuń