wtorek, 10 sierpnia 2010

Bywa, że góra przychodzi do Mahometa.

Jeszcze czuję zapach siarki na mej bluzce w kwiaty a la ruska chustka zez bazaru. Ależ zmysłowy to blog.

Wzorowo przeniknęły się wczoraj na moich oczach dwie kultury, aż iskry poszły, stąd ta siara na płatkach.Gród wczoraj (pozwalam sobie użyć tego okolicznika) na swojej Głównej kostce brukowej doświadczył takiego przenikania się Polaków z "polacos", analogie same cisnęły się na oczy, usta, ręce, język, no i jeszcze dym do nosa.
Ci, którzy mieli szczęście się tam znaleźć, a jak wiadomo szczęście sami wybieramy, doświadczyli niezwykłości wyciągając tylko ręce i zad z fotela. Nic więcej, pofatygować się i już jest.
Wyszło tak mi w życiu, że nigdy nie pofatygowałam się jeszcze do Katalonii, a tu proszę, ta sama do mnie przjechała i podstawiła się pod nos. Wcięła się w momencie, gdy nie schodziła mi z rozkładówki G. Ale nigdy nie zdradzę tej drugiej. Podwójnie nie.
Wstrzymywał się wczoraj czas, wstrzymywał się i oddech.
Zachwyciła i zachęciła.
Jak ktoś nie wie co to castellers polecam obejrzenie choćby nagrane na cyfrowem nośniku.Coś n i e s a m o w i t e g o.
Ale przecież zawsze można sięgnąć wyżej, zależy ile się wytrzyma.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz