piątek, 27 sierpnia 2010

Wyjdź, bo Cię wyniosę!* czyli rzecz o utopii dobra wspólnego

Brzydzę się wami, wredne szuje.
Rzygam tym, co mówicie.
Mam sraczkę jak was widzę.
Wszystko wasza wina.

Już nie można być spokojnie katolikiem, tylko trzeba być od razu rozdartą mordą i zakutym łbem.
Nie można wybrać radosnej opcji, trzeba być smutnym, żenującym i ciemnym.

Zgagi dostaję jak widzę wasze zbrodnie przeciwko zdrowemu rozsądkowi.
Brudzicie, bruździcie, zaśmiecacie.
Wyjdźcie. Wynoście się. Nie zasługujecie nawet na stanie w kącie. ZA DRZWI !

O zmarłych się nie mówi źle, nie wysługuje się nimi, nie używa do swoich małych celów z tego świata. O co chodzi?

Jak was tylko słyszę albo o was, to mam ochotę was powystrzelać. Co do jednego i bez namysłu.
W tył durnej pały, żebyście mieli symbolikę.
Dajcie poleżeć spokojnie.

Przeczytał jeden z drugim kiedyś dokładnie "Święta Miłości Kochanej Ojczyzny"? Na pewno wasz ptasia-kupa-o-dupe-rozbić móżdżek wchodzi w stan umyślnej głuchoty, unoszenia się w bezmyśle jak słyszycie "znowu to samo".

Ta wasza tania miłość, kontrolującego partnera. Podejrzewa, sprawdza, psychozę tworzy. Czyta listy, przeszukuje kieszenie, nie wierzy w delegacje.

Powtarzacie i powtarzacie formuły, a nie rozumiecie niczego.

Zostawcie, odejdźcie, znajdźcie sobie kogoś innego, BĄDŹCIE SZCZĘŚLIWI !!!


* autorka nie szczerzy sobie żadnych praw do tytułu, zęby na matołów- tak

p.s. Autorka nie chce niniejszymi powyższymi słowy nikogo obrazić, poza tymi, których ma ugodzić i zniszczyć, spalić i unicestwić, "strącić w przepaść".

No to ładnie się przedstawiła przed milionami słuchaczy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz